środa, 26 lutego 2014

Człek dręczony przez demony?

Niektórzy wątpliwi szczęśliwcy doświadczają czasami pewnego nieprzyjemnego zjawiska w trakcie snu. Opowiadają oni, że budząc się w nocy, czują ogromny strach, serce wali im jak młotem, ich ciało nie słucha ich zupełnie, wszelki ruch jest niemożliwy. Często zdarza się wtedy, że z ciemnego kąta, czy też z pod sufitu, wyłazi mara senna i niczym przysłowiowy dusiołek, usadawia się na klatce piersiowej delikwenta, aby go dręczyć i męczyć i docelowo zadusić ( z pewnymi wyjątkami - niektórzy uważają, że demoniczne byty paraliżują nas w celu wykorzystania seksualnie, co prawdopodobnie jest lepsze od uduszenia). Co więc ma zrobić biedny człowiek sponiewierany tak niecnie przez nocną zmorę, i to we własnym łóżku? 

Cóż…niektórzy, o romantycznym usposobieniu, skłonni będą udawać się truchtem do najbliższego egzorcysty, inni do najbliższego psychiatry, a inni po prostu okadzają sobie mieszkanie dymem z białej szałwii z nadzieją, że zmora zrozumie aluzję.  W dawnych czasach, w rejonach wiejskich naszego kraju, istniał mało higieniczny, chociaż malowniczy, obyczaj spania tak, aby na kołdrze, na wysokości klatki piersiowej, leżała uprzednio specjalnie przygotowana ręka śniącego. Przygotowanie wymagało umieszczenia sobie wskazującego palca w siedzeniu, w celu umazania go odchodami i uzyskania odstręczającego zapachu. Zmora senna, jako byt duchowy, pokrewna jest do powietrza i zapachy odbiera bardzo mocno. W żadnym wypadku na tak przyszykowanym i śmierdzącym osobniku nie siądzie. Spanie na brzuchu, z tyłkiem w miejscu klatki piersiowej odnosiło skutek podobny, jako że zmory urażone perspektywą tej kiepskiej lokacji, szukały sobie innych ofiar. 

Pomimo postępu technicznego tematyka zmór i dusiołków jest nadal żywa i zajmująca. Dlatego warto rzucić okiem na to, co naprawdę się dzieje, kiedy niezdolni do ruchu, jesteśmy wydani na pastwę ciemnych mocy. Otóż ciemne moce okazują się (przynajmniej w większości przypadków) nie być zaangażowane w nasze problemy. Zjawisko, które im przypisywano, naukowcy określili, jako paraliż senny. Ponoć przynajmniej trzy do pięciu osób na dziesięć, miało nieprzyjemność przeżyć ten stan chociaż raz w życiu.

Sam stan paraliżu w czasie snu jest ciału potrzebny. Gdybyśmy nie leżeli bezwładni, to podczas snu o maratonie biegalibyśmy sobie po pokoju, w pidżamie lub bez, z zamkniętymi oczyma, obijając się o meble. Mózg dba o nas i blokuje przepływ impulsów nerwowych do mięśni, żeby uniknąć takich sytuacji. Problem zaczyna się, kiedy, nasz umysł już się wybudza, ale mózg ociąga się jeszcze ze zwolnieniem blokady mięśni.  Sparaliżowany i niedobudzony człowiek, leżący w ciemnym pomieszczeniu, nie wie co się dzieje i panikuje. Zwłaszcza, że paraliżowi towarzyszą często sugestywne halucynacje, wizje demonów, poczwar, ciemnych postaci, a także wrażenia dotykowe np. ucisk w klatce piersiowej. Całość, chociaż jak ulał pasuje do demonicznej inwazji na nasza sypialnię, okazuje się być stosunkowo niegroźna (przynajmniej w porównaniu z opcją opętania).

Dobrą wiadomością dla dręczonych przez paraliż senny jest to, że mięśnie kontrolujące oddychanie nie są sparaliżowane (co ma sens, bo ciało we śnie nie powinno jednak się dusić) i seria szybkich wdechów i wydechów powinna pomóc w wybudzeniu się. Sam paraliż powinien przechodzić dość szybki i kończyć się całkowitym wybudzeniem albo ponownym zapadnięciem w sen. 

Niestety mam też złą wiadomość dla niektórych. Jeżeli urodziliśmy się ze skłonnością do narkolepsji, paraliże senne mogą trwać dłużej i być naprawdę irytujące. W takich wypadkach mamy kliniki badania snu, w których miły personel udostępni nam wygodne łóżko, oblepi nas elektrodami i za pomocą profesjonalnego sprzętu ustali, co i jak wyprawia nasz mózg kiedy rozum śpi. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz