Ponoć dom jest obrazem duszy człowieka. Chociaż może nie
tyle duszy, która pozostaje niedoścignioną
abstrakcją, ale umysłu, który składa się z wielu pokoi, pudełek, czy też
szufladek, w zależności od tego z jaką wizualizacją czujemy się pewniej.
W domu jest wiele pokoi, każdy zawiera pewne treści,
uczucia, emocje, pamięć, unikalną atmosferę. Problem w tym, że nie każdy pokój
pozostaje otwarty. Umysł, bowiem jest domem żywym, zmieniającym się, rosnącym
wciąż i uczącym się. Przez całe życie dobudowujemy kolejne pomieszczenia, a
zamurowujemy inne. Zapominamy rzeczy i
uczymy się nowych, odcinamy bolesne wspomnienia, rozpoczynamy nowe hobby,
poznajemy nowych ludzi. Wszystko, każde zdarzenie w naszej egzystencji dostaje
swój własny pokój. Miejsca jest przecież dość.
Tylko pozostaje mały szczegół, nad którym warto się
zastanowić. Przysłowiowe schody – pytanie, jaką mamy władze nad tymi pokojami,
drzwiami i budową/burzeniem ścian działowych. Oczywiście każdy chciałby mieć
absolutną kontrolę nad swoim umysłem i budować go jak chce. Takiej osobie
polecam wykonać dwa proste ćwiczenia:
- Polub osobę, której od dawna nie znosisz
- Wyremontuj łazienkę przy użyciu ekipy remontowej
Pierwsze ćwiczenie pozwoli ci zrozumieć, jakich
nieosiągalnych szczytów zdobycia wymagasz od siebie, próbując walczyć sam ze
sobą w niektórych kwestiach. Drugie ćwiczenie pokazuje ci, jak proces, który
sam zleciłeś, dotyczący twojej własności, będący wynikiem twojej wizji i finansowany
z twojego portfela, może wierzgać, gryźć i drapać podczas wykonania. Rób co chcesz, zżymaj się, gróź i proś, pan
majster zawsze wie lepiej i spodziewaj się, że któraś płytka zawsze będzie
bardziej na lewo niż w twojej utopijnej wizji wyremontowanego pomieszczenia.
Wymaganie od siebie osiągalnego, świetnie sprawdza się w
roli obowiązku. Wymaganie nieosiągalnego, chętnie się pod obowiązek podszywa,
ale w zasadzie jest zbrodnią. Próba
zmuszenia siebie do stania się kimś kim się nie jest, przypomina gwałcenie
wielbłąda. Potomstwa ani satysfakcji z
tego nie będzie, szanse na dostanie kopytem wynoszą sto procent, a w dodatku
oberwiemy jeszcze wielbłądzią plwociną w oko na pożegnanie. Postronni obserwatorzy, często osoby nam
bliskie zamiast docenić, że pełni poświęcenia zmagamy się z kopiąca bestią, nie
tylko nie zaoferują nam natychmiast akceptacji, ale skłonni będą widzieć w nas
oplutą i skopaną ofiarę losu. W dodatku prawie na pewno, dla naszego dobra
oczywiście, wtrącą kilka uwag, które uświadomią nas, że według nich do
gwałcenia wzmiankowanego przeżuwacza zabieramy się od złej strony. Wielbłąd też
po fakcie nie będzie zadowolony.
Czasami jednak jakieś drzwi w naszej głowie otwierają się znienacka
i ku naszemu zdziwieniu zmienia się nam coś w światopoglądzie, zaczynamy lubić
szpinak lub przestaje się nam podobać muzyka klasyczna. Częste jest również
mini-oświecenie, kiedy nagle zdajemy sobie sprawę, że przez lata robiliśmy coś
źle, że ktoś, koto uważaliśmy za idiotę, jednak miał rację, albo, że wcale nie
chcemy tego, czego chcieliśmy, a jedynie chcieliśmy tego chcieć. Takie
otwierające się drzwi są świetną okazją do zrobienia kroku naprzód. Warto łapać
okazję i zmieniać coś póki możemy, póki drzwi nie zamkną się równie nagle jak się
otwarły.
I co najważniejsze – nie ma co, w przypływie nagłego oświecenia,
obwiniać się, że kiedyś zrobiliśmy coś tak, a nie inaczej. Kiedy to robiliśmy
to coś, pewne drzwi były zamknięte, podjęcie pewnych decyzji zwyczajnie było
dla nas niemożliwe. Teraz możemy się mądrzyć, ponieważ drzwi zmieniły zdanie i
uprzejmie postanowiły się otworzyć, ale zrobiły to wyłącznie z własnej wolnej i
nieprzymuszonej woli i nie nasza w tym zasługa. Dlaczego więc nie odetchnąć z
ulgą i zamiast próbować burzyć ściany w metaforycznym domu przy pomocy własnej
głowy, nie zacząć po prostu obserwować drzwi i wyłapywać te, które właśnie się
otwierają?